Każdy kto próbował nazwać jakoś swoje wypieszczone biznesowe dziecko wie, że to niełatwe.
Nazwa musi oddawać charakter przedsięwzięcia.
Musi być na poziomie, najlepiej jakaś inteligentna gra słów, która da do zrozumienia, że biznesem zarządzają ludzie na poziomie.
No i musi być catchy.
I musi nam się podobać.
Ludziom też ma się podobać.
Taka nie za długa.
Po długich godzinach intensywnej pracy koncepcyjnej i przeczesywania Internetu w poszukiwaniu inspiracji wreszcie przychodzi przełom. Jest! Idealna. Oryginalna ale bez przegięcia, wdzięczna i w punkt. Zmęczeni ale szczęśliwi wpisujemy ją w wyszukiwarkę i okazuje się, że już ktoś poszedł tym tropem. Nazwa funkcjonuje z powodzeniem, spełnia wszystkie swoje funkcje dumnie patronując gospodarstwu agroturystycznemu na Podlasiu. Albo specjalistom od gięcia rur.
I zabawa zaczyna się od początku. W trakcie tego wyczerpującego procesu wpadliśmy na pomysł, że poszukamy śmiesznych nazw jakichś żyjątek albo roślinek. Pełno w naturze różnych wieczorników damskich albo innych przyścierwków. Coś się nada. I znaleźliśmy. Nasz kwiatuszek, niepozorny ale uroczy Iberis sempervirens. Ubiorek wiecznie zielony.
Dlatego :)